czwartek, 1 sierpnia 2013

She will be loved; 1

Top on my window, knock on my door…  I want to make you feel  beautiful. I know I ten to get so insecure, it doesn’t matter anymore.



Kolejny raz stoisz w moich drzwiach i pociągając nosem, pytasz, czy możesz zostać, choć to jest zbędne, bo nie czekając na odpowiedź , prześlizgujesz się pod moim ramieniem. Po drodze zgarniasz tylko moją bluzę i kierujesz się do kuchni, gdzie w lodówce czeka na ciebie czerwone wino – którego nienawidzisz –  a w szafce kubek, bo nie tolerujesz kieliszków. Rozsiadasz się na mojej kanapie i opróżniasz powoli butelkę.
Nie wiem, czemu kolejny raz się u mnie pojawiasz. Nie wiem , czemu także zawsze wybierasz deszczowe dni, jednak bez zadawania pytań, siadam naprzeciwko i obserwuje cię. Oczy masz podpuchnięte, zaczerwienione i pełne bólu. Jeszcze nigdy nie widziałem twojego szczerego uśmiechu. Nigdy nie widziałem cię, tak naprawdę, nieprzemokniętej i szczęśliwej. Zawsze pojawiasz się, gdy masz jakiś problem. Nie jesteś obecna duchem przy naszych spotkaniach, twoje myśli zawsze odpływają ku niemu, temu przez którego zawsze płaczesz, ale nigdy jednak nie znam powodu twoich łez, bo milczysz, tępo wpatrując się w telewizor.
Ja nienawidzę ciszy, więc to ja prowadzę rozmowę, a raczej monolog, który nie ma żadnego sensu, nawet gdybym ci wyznawał za każdym razem miłość, byś tego nie wiedziała,  jednak zabija tą martwą ciszę, przerywaną jedynie odbijaniem się kropel deszczu od szyb. Dopiero gdy za oknem rozbłyska się błyskawica i roznosi dźwięk grzmotu, milknę, patrząc jak kulisz się w sobie i przygryzasz wargę.
- Boisz się burzy, jednak to w te deszczowe dni do mnie przychodzisz, czemu? – postanawiam podjąć z tobą rozmowę, by wyciągnąć  jakiekolwiek informacje.
- Nie wiem, same nogi mnie tu prowadzą – wzruszasz ramionami i wracasz do wpatrywania się tym razem w kubek z czerwoną cieczą.
Jesteś taka urocza gdy krzywisz swój nos, popijając wino. Mógłbym się przyzwyczaić do twojej obecności w moim mieszkaniu, w moim życiu, ale nie należysz do mnie i nic nie zapowiada, by to się zmieniło.
- Czemu płakałaś?
Nie odpowiadasz. Zaczynasz tylko nerwowo bawić się kubkiem w nadziei, że zmienię temat, jednak ja nie mam zamiaru się poddać, nie tym razem…
- No więc, co się stało? – unoszę pytająco brew.
- Bartek, nie chcę o tym rozmawiać, chcę, żeby było jak dawniej, gdy ja siedziałam, starając się sobie wszystko poukładać, a ty po prostu byłeś i samą obecnością mnie wspierałeś, nie chcę by się to zmieniło.
- Tyle, że ja już nie chcę, by tak było. Mam dość patrzenia jak kolejny raz przychodzisz do mnie zapłakana przez tego dupka, a ja nic nie mogę zrobić. Te parę godzin, które ze mną spędzasz, gdy masz gorszy dzień już mi nie wystarcza, chcę więcej, bo może i obserwowanie cię na ulicy z tym twoim złamanym uśmiechem jest przyjemne, ale chcę byś była kochana…
Milknę, gdy widzę przerażenie na twojej twarzy. Powoli zaczynam żałować, że zebrałem się na taką szczerość, bo może okazać się dla mnie zgubna, a ja nie chcę byś zniknęła, choć wiem, że i tak cię znajdę zwiniętą w kulkę w samochodzie. Spędzimy w aucie dwie godziny, jedząc fast food’y i opowiadając mdłe kawały, które nas nawet nie bawią. Potem odwieziesz mnie do domu i pożegnasz się. Jednak to nasze ‘do widzenia’ nie jest takie zwykłe, jest swego rodzaju obietnicą, że wrócisz i znowu będzie nam dobrze w swoim towarzystwie, bez względu na czas jaki minie od poprzedniego spotkania, bo za każdym razem przyjmę cię z otwartymi ramionami i postaram się byś nie upadła i była kochana.
- Melania, nie wychodź, proszę… - brzmię błagalnie, jednak nie chce, byś opuszczała moje mieszkanie.
- Bartek, wrócę, przy następnej burzy – oznajmia i opuszcza moje mieszkanie, pozostawiając po sobie jedynie niedopite wino i woń swoich perfum.

Przepraszam, lepiej nie będzie...

wtorek, 25 czerwca 2013

Za późno...

I może sama powiesz mi, jak mam powiedzieć to tobie, że już nie kocham cię, nie chcę, że kiedy patrzę na to jak jest, już nie przechodzą mnie dreszcze

   - Julka?
   - Fabian…
   - Nie odkładaj słuchawki, błagam…
   - …
   - Jesteś?
   - Tak, czego chcesz?!
   - Pozwól mi wrócić, tęsknię…
   - Tęsknisz za swoimi rzeczami? Powiedz mi tylko kiedy, a wystawię ci twoje walizki za drzwi.
   - Nie.
   - To nie rozumiem.
   - Przecież mówiłaś, że kochasz?
   - Zapewniałeś, że jestem tą jedyną.
   - Bo jesteś! – załkał do słuchawki.
   - Nie wierzę ci już.
   - Twierdziłaś, że mi ufasz.
   - Przysięgałeś, że mnie nie oszukasz.
   - Bawi cię to?
   - Nie, raczej boli, że się na tobie zawiodłam. Nigdy nie sądziłam, że mnie tak skrzywdzisz!
   - Przepraszam, przykro mi.
   - Milcz! Na to już za późno. Czasu nie cofniesz.
   - Owszem, przeszłości nie zmienię, ale przyszłość mogę zacząć budować, starając się, by zapowiadała się jak najlepiej.
   - Życzę ci szczęścia.
   - Julka, kocham cię!
   - Rozumiem, że wyznajesz zasadę: kocham cię i dlatego krzywdzę.
   - Nieprawda!
   - Fabian, nie oszukuj się!
   - To powiedz, że mnie kochasz!
   - Nie, nie kocham cię, już nie. Chcę zapomnieć…
   - Nie pozwolę ci na to!
   - W tej kwestii nie masz nic do gadania.
   - Julia, porozmawiajmy.
   - Przecież rozmawiamy!
   - Nie kpij, chodzi mi o rozmowę w cztery oczy.
   - Rozmawiamy na dwa ucha, niech ci to wystarczy, bo na więcej nie zasługujesz.
   - Julka, proszę cię! Daj mi jeszcze jedną szansę, ona…
   - Skończ! Mówiłam ci, ze nie daję drugich szans i nie mów, że ona nic nie znaczyła, bo od tak, nie ciągnąłbyś tego wszystkiego przez dwa miesiące. Powiedzmy sobie żegnaj i zakończmy tą żenadę!
   - Żenadę?! Uważasz nas związek za żenadę?! Nic dla ciebie nie znaczyłem?!
   - Fabian, nie bądź babą – zaśmiała się do słuchawki.
   - Odpowiedz!
   - Jesteś żałosny, nie mam ochoty z tobą rozmawiać.
   - Och, ale to nie koniec…
   - Nie chcę cię już!
   - Masz kogoś?
   - Nie masz prawa o to pytać!
   - Czyli tak…
   - Nie.
   - Zacznijmy wszystko od nowa.
   - Nie.
   - Czemu?
   - Bo nie wchodzi się dwa razy do te samej rzeki.
   - Pieprzenie!
   - Miałeś wszystko, sam dokonałeś wyboru.
   - Byłem pijany.
   - To cię nie usprawiedliwia.
   - Jednak daje nieco inny pogląd na tę sprawę.
   - Nie.
   - Jestem, byłem i będę idiotą.
   - A z tym się akurat zgodzę.
   - Ufasz mi?
   - Jesteś dzisiaj bardzo chaotyczny.
   - Ufasz mi?
   - Ufałam, kochałam i płakałam, nie chcę znowu cierpieć.
   - Nie pozwolę ci już na to, nigdy.
   - Mówiłam, nigdy nie mów nigdy, to się sprawdza.
   - Nie jestem idealny, popełniam błędy, ale jestem tylko człowiekiem. Człowiekiem, który totalnie cię kocha i jak idiota stoi przed twoim blokiem z bukietem róż i klęcząc wypisuje na chodniku wyznanie miłości.
   - Oszalałeś?
   - Tak, przez ciebie.
   - Ale wiesz, że to niczego nie zmieni. Deszcz zmyje napisy, czas zniszczy kwiaty, to wszystko nie jest nic warte.
   - A to?
   - Co to jest?
   - Pierścionek.
   - Jesteś jak tonący, który chwyta się brzytwy. Nagle zapragnąłeś się ze mną żenić, gdy akurat mnie straciłeś? Jesteś desperatem.
   - Owszem, ale jeśli bym nie spróbował to do końca życia bym sobie to wyrzucał!
   - To już wiesz, że teraz te kilka gram złota nawet cię nie uratują. Żegnaj, zapomnij i znajdź sobie kogoś.
  - Ale to nie będziesz ty.
  -  To już ustaliliśmy.
  - Nie chcę mieć namiastki, chcę ciebie.
  - Fabian, nie dotarło do ciebie jeszcze, że NAS JUŻ NIE MA I NIE BĘDZIE?!
  - Nie!
  - To bardzo mi przykro, a teraz cześć, mam gości.
  - Kocham cię, kurwa!
   - pik, pik, pik…

Napisane w najgorszym dla mnie momencie, gdy zeszyty leżały już wszędzie, a ja chciałam pisać, więc przepraszam za jakość!
Pomysł podkradłam, nie pamiętam komu...

sobota, 15 czerwca 2013

Kłamstwo ma krótkie nogi; 2

Ale nie jest tak źle, przecież wiem, że i tak kochasz mnie. Wszak i ja kocham ciebie i tak.


   - Biegnij za nim, znajdziesz go w starym kinie! – krzyknął Łasko, delikatnie mnie szturchając bym nabrała odwagi.
   - Kurtka! Mamy marzec, a grypa jest mi w tym momencie najmniej potrzebna – zgarnęłam okrycie i narzuciłam na ramiona, czując mocny swąd wódki.
   Nie-Michał prychnął, jednak zignorowałam go i wolnym krokiem, rozglądając się na prawo i lewo, ruszyłam tropem przyjaciela, przy okazji odwiedzając całodobowy.
   Bo wiecie, z reguły nie piję, z reguły nie palę papierosów, poszukując przyjaciół i z reguły nie wykrzykuję, że nie kocham. Dzisiejszy dzień był wyjątkiem. Cholernie złym wyjątkiem, który jak dla mnie, dla potwierdzenia reguły, mógłby nie istnieć. Ale jak na złość istniał, a ja się zastanawiałam czemu akurat mnie musiał się przytrafić? Przecież nie byłam złym człowiekiem, szanowałam innych, nawet czasem się modliłam, choć to moje szczególne szczęście mogło doprowadzić do wszystkiego. Dobre dla mnie, przynajmniej będę miała co wspominać kiedyś tam, oczywiście jeśli przeżyje dzisiejszą noc.
   Nie czułam się pewnie, stojąc pod opuszczonym kinem, gdzie jedynym światłem była migająca się latarnia i mój żarzący się papieros. Świadomość, że tam w środku jest Michał, także mi nie pomogła. Trzęsłam się jak osika i byłam pewna, że to nie z powodu niskiej temperatury.
   Stałam tam i patrzyłam na lekko uchylone drzwi, które zapraszały do środka i się wahałam, bo co ja mu powiem? Jedyne co kotłuje się w mojej głowie to fakt, że przez tyle lat kłamał, że każdy jego gest, dwuznaczne słowo nie były przyjacielskie, chciał więcej… Te myśli huczały w mojej głowie, stając się nieznośnym bólem.
   W jednym momencie zdecydowałam, że to wszystko mnie przerasta. Nie chciałam już  teraz decydować o swojej przyszłości, bo może z Michałem to jednak nie to, a ja go nie chciałam zawieść ani stracić, choć wiedziałam, że ucieczką właśnie to robię. Każdy krok mi ciążył, ale wmawiałam sobie, że to dobrze, że tak ma być. Ja wrócę do szkoły, on do treningów i już nigdy więcej, nad czym szczerze ubolewałam, się nie zobaczymy.
   Kiedy dotarłam do hotelu, w duchu podziękowałam sobie, że ubłagałam Michała, by to właśnie tu mnie ulokować, bo nie wiem, czy dałabym radę z nim dzisiaj porozmawiać. Nieco roztrzęsiona zamówiłam pobudkę na szóstą, zatopiłam się w hotelowej pościeli, wyłączając przy okazji telefon.
   Nie zasnęłam. Całą noc przewracałam się z boku na bok, myśląc o Michale i jego wzroku, niewypowiedzianych słowach oraz nie-Michale, który nazwał mnie głupiutką. Pogubiłam się w tym wszystkim… Pragnęłam wrócić do Warszawy, ciepła swojego pokoju i książek, które nie pozwolą mi o tym wszystkim myśleć. Chciałam pomarańczowej herbaty mojej mamy i jej twardawych ciastek, dlatego zgarnęłam telefon z nocnej szafki, ignorując kilka sms-ów od Michała. Wyszukałam najwcześniejszy kurs do Warszawy i zarezerwowałam bilet.
   Na dworzec jechałam z duszą na ramieniu. Nerwowo patrzyłam przez okno taksówki w nadziei, że Michałowi nie przyjdzie na myśl, by się tam pojawić. Mój irracjonalny strach doprowadził do tego, że nawet kółka od niewielkiej walizki wydawały za głośne dźwięki, które Kubiak mógł usłyszeć i wyjść nagle zza rogu, choć byłam prawie pewna, że jego tu nie ma. Dopiero gdy usłyszałam miarową pracę silnika autobusu uspokoiłam się, starając się nie zastanawiać, co powiem mamie, bo byłam pewna, że będzie pytać
   Rzeczywiście, moja rodzicielka pytała, męczyła i pytała, bo oczywiście Michał nie omieszkał zadzwonić do domu i wypytać, czy dotarłam do Warszawy, czym przysporzył mi dodatkowy kłopot.
   - Ida, możesz mi powiedzieć, co się stało?! – przywitała mnie mama przy drzwiach.
   - Nic, nieważne, idę do siebie – za każdym razem odpowiadałam tak samo, zatrzaskując za sobą drzwi od pokoju.



   Unikałam Michała od miesiąca; nie odpisywałam na maile, wiadomości, udawałam, że nie ma mnie w domu. Robiłam dosłownie wszystko, by naszą konfrontację odwlec jak najbardziej w czasie. Udało się, choć mama usilnie starała się mnie przekonać, że nie powinnam pozwolić tak przyjacielowi moknąć pod domem, a wpuścić go do środka; napisać mu sms-a, bo niegrzecznie jest ignorować ludzi. Zaczęłam i ją ignorować, skupiając się na nauce i myśli o zbliżającej się maturze.
   Wtedy, gdy akurat udało mi się zagłuszyć wyrzuty sumienia, zadzwonił nie-Michał.
   - Słucham?
   - Cześć, możesz rozmawiać?
   - Kto mówi? – udawałam, że nie wiem kto dzwoni.
   - Nie udawaj głupiej, dobrze wiesz kim jestem i dobrze wiesz po co dzwonię!
   Nie odezwałam się, nie chciałam. Doskonale wiedziałam, co się działo z Michałem, oglądałam przecież mecze, nie byłam także do końca pozbawiona uczuć i obserwowałam go zza zasłon, gdy pojawiał się przed moim domem. Tęskniłam za nim, choć nie chciałam się do tego przyznać. Początkowo myślałam, że jego telefony przed tym wszystkim, on sam, był swego rodzaju przyzwyczajeniem, że minie trochę czasu i mi przejdzie. Tak się nie stało…
   - Powiedz mu, żeby przyjechał w poniedziałek pod moją szkołę, kończę o 15 – powiedziałam szybko, by się nie rozmyślić i zakończyłam połączenie.
  

   Na poniedziałkowej biologii w ogóle nie kojarzyłam. Siedziałam w ławce przy oknie i obserwowałam swojego przyjaciela, który przygarbiony siedział na schodach, czekając na mnie. Denerwowałam się tym spotkaniem. Bałam się co zobaczę w jego oczach. A najgorsze, dalej nie wiedziałam, co mu powiem. Myślałam nad tym cały weekend i większość dzisiejszych lekcji, jednak mój rozum się zbuntował, a zwłaszcza teraz, gdy on był tak blisko, przejmująco smutny.
   - Ida, co Ci? – podskoczyłam przestraszona dotykiem Niki.
   - Nic, wszystko w porządku – delikatnie uśmiechnęłam się do niej – Ile jeszcze do dzwonka?
   - Trzy minuty…
   Mój puls przyspieszył, dłonie stały się nieprzyjemnie wilgotne, a myśli zaczęły napływać z niewyobrażalną prędkością. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Pragnęłam stchórzyć i wrócić do domu. Nogi jednak tuż po dzwonku zaprowadziły mnie na schody.
   - Cześć – Michał gwałtownie odwrócił się na dźwięk mojego głosu.
   Wyglądał okropnie. Widać było, że nie spał od jakiegoś czasu, a przerażenie w jego oczach wzbudziło we mnie mocno ukrywane wyrzuty sumienia.
   - Spławisz mnie tutaj, czy w jakiejś kawiarni?
   - Skąd wiesz, że to właśnie chce zrobić?
   - Bo unikałaś mnie przez ostatni miesiąc…
   - Okłamywałeś mnie przez ostatnie trzy lata – postanowiłam nie być mu dłużna.
   - Wiedziałem, że zareagujesz tak jak to zrobiłaś wtedy, w Jastrzębiu.
   - Nie mogłeś tego wiedzieć, sama tego nie wiedziałam. To ty się bałeś nie ja! Byłeś cholernym egoistą, który wolał kłamać niż działać!
   - Czyli jednak mnie spławiasz… - zignorował mój krzyk.
   - Nie, do jasnej cholery! Ale się boję, że nie damy rady, że może dalej mnie będziesz chciał okłamywać dla mojego bezpieczeństwa lub, co gorsza, że stracę przyjaciela!
   - Nie stracisz, za bardzo mi na tobie zależy – przyciągnął mnie do siebie, zamykając w swoich ramionach.
   - Najwyżej wynajmę płatnego zabójcę, który cię załatwi, bym mogła być twoją ostatnią dziewczyną.
   - Nie będziesz musiała tego robić – uśmiechnął się i musnął mój nos swoim.

Część druga i zarazem ostatnia Michała. Mam nadzieje, że zakończenie może być... A teraz, może jakieś sugestie do kolejnego one part'a? (:

czwartek, 7 lutego 2013

Kłamstwo ma krótkie nogi; 1



Le­piej wie­rzyć w ma­te­ma­tykę niż w miłość. Ma­te­ma­ty­ka przy­naj­mniej trzy­ma się re­guły, że połówki zaw­sze są dwie.


   Wykład na temat wojny i okupacji jest nudny, jak tylko może być, gdy słucha się tego samego enty raz. Już widok za oknem sypiącego śniegu był bardziej absorbujący niż lekcja, ale starałam się coś notować, choć moje myśli odlatywały już do repetytorium z chemii, ciepłego kocyka i herbaty gruszkowej.
   Nie wierzyłam, że pragnę wrócić do domu i powtarzać kolejny dział, by Nana, babka od chemii, nie miała powodów do narzekania i kolejnego odgrażania się, że nie przyjmą mnie na medycynę. Kocham ją, bo przecież to mnie wcale nie stresuje, a skąd!
   - Ida, czy ja ci nie przeszkadzam? – odpłynęłam, Kosa to wyłapała, mam przechlapane.
   - Nie, wręcz przeciwnie – staram się załagodzić sytuację, a swoje zażenowanie ukryć kaskadą włosów, które opadły na policzki.
   Jej wzrok bazyliszka przeszywa mnie na wylot i gdy już oczekuję śmierci, po szkole roznosi się głośny dźwięk, który staje się moim wybawieniem.
   - Masz szczęście, do widzenia.
   A propo miłości do nauczycieli, to polonistka mnie przerażała. Jej niechęć potęgował fakt, że mój tatuś chodził z nią do szkoły i no cóż, nie przepadali za sobą. Pokutowałam ja.
   - A ty znowu roztrząsasz, że Kosa się na ciebie uwzięła? – pyta ze śmiechem Nika, uświadamiając mi, że właśnie skończyłyśmy lekcje.
   - Nie – odpowiedziałam niepewnie – Zastanawiam się, co mamy na jutro na biologię.
   Szybko wkładam płaszcz i nie czekając na reakcję przyjaciółki, zgarniam torebkę, opuszczając teren szkoły.
   Właśnie walczę z zaplątanymi słuchawkami, gdy czuję jak komórka w mojej kieszeni daje wyraźny znak o wykonywanym do mnie połączeniu. Moje nierozgarnięcie w tym momencie osiąga szczyt, przez co w jednym momencie prawie zaliczam bliższe spotkanie z ziemią, upuszczam torebkę i cała plączę się kabelkiem.
   - Słucham? – zapytałam mocno zdenerwowana.
   - Hahahaha – z słuchawki wydobył się wybuch szczerego śmiechu – Śmiesznie wyglądasz.
   - Cześć, psiapsiółko! – krzyknęłam do słuchawki, totalnie ignorując jego śmiech. Wiedziałam, że się zdenerwuje – Gdzie stoisz? Mógłbyś mi pomóc chociaż…
   - Za tą „psiapsiółkę” radź sobie sama – powiedział, łapiąc mnie w pasie i przyciskając do siebie – Ale ty ciężka, przytyłaś?
   - Podły jesteś – wyrwałam się z jego objęć – Co tu robisz? I najważniejsze, czy Monika o tym wie?
   No tak, Moniczka. Ta kobieta tak mnie nienawidzi jak Michał uwielbia. I z ręką na sercu mogę przysiąc, że nie wiem czym jej tak zawiniłam. Od początku mnie nie lubiła, pomimo że nie miała powodów, nigdy nie świrowałam do Kubiaka, przyjaźniliśmy się, po prostu.
   - Tak – mimowolnie się skrzywił, jednak zignorowałam to – Nie chodzi tu o nią, porywam cię.
   - Oszalałeś chyba! Ja mam się uczyć, mam maturę, test z chemii, w życiu nigdzie z tobą się nie wybieram, żyję w abstynencji – gdy wypowiedziałam ostatnie słowa mój przyjaciel wybuchnął tak niepohamowanym chichotem, że nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, gdy mijający nas ludzie, patrzyli jak na wariatów – Uspokój się, głupku, ja cię nie znam.
   Naprawdę, chciałam stamtąd uciec, ale nie mogłam, przecież nie widziałam go tyle czasu. Stęskniłam się, no.
   - O, jednak zostałaś – zauważył, gdy otarł łzy z kącików oczu – To do rzeczy, leć się pakuj, weź jakąś kieckę i jedziemy do Jastrzębia, tam już na nas czekają.
   - Że co? – nie bardzo rozumiałam o co chodzi.
   - JEDZIEMY DO JASTRZĘBIA NA MÓJ WIECZÓR KAWALERSKI! – prawie wykrzyczał mi to do ucha, wszystko wyraźnie akcentując.
   - Mów do mnie po ludzku, więc lecimy, bo pewnie będziesz chciał zjeść obiad, a dzisiaj akurat twoja ulubiona lasagne – uśmiechnęłam się i pociągnęłam go w stronę swojego domu.
  


   Obyło się bez żalu, książki się ze mną nie kłóciły, a wizje nie dostania się na SUM dzisiaj mnie nie prześladowały. Liczyło się szczęście przyjaciela, który wesoło nucąc „Coś optymistycznego” (!) kierował się na południe Polski. 
   - Czemu mi się tak przypatrujesz? – uwielbiałam obserwować jego  radość.
   - Bo wiesz, Monika to wielka szczęściara, jakby to moja mama powiedziała „taki facet to skarb” – mimowolnie się roześmiałam.
   - Więc może… - nie dałam do kończyć mu zdania, gdyż z radością oznajmiłam, że wreszcie jesteśmy na miejscu.
   Mieliśmy jechać do jego mieszkania, bym mogła zostawić swoje rzeczy, jednak nie chciałam pokazywać się Moni i ubłagałam, bym mogła zatrzymać się w hotelu, a Idzie się nie odmawia!
   Obawiałam się czy moja mała, fioletowa sukienka nie będzie ubogo wyglądała wśród masy wystrojonych siatkarzy (nie martwiłam się, że będę jedyną kobietą, bo striptiz został zabroniony przez narzeczoną!), ale gdy tylko zobaczyłam w lokalu Bartmana, momentalnie poczułam się pewniej i od razu ruszyłam do baru, ale tylko po sok, gdyż Michał nie tolerował taksówek, więc robiłam za kierowcę.
   - Adi – Kubiak uwielbiał ‘odwracać’ moje imię – Poznaj to jest Michał.
   - Nie musisz mi się przedstawiać, znam cię, baranie – odpowiedziałam bez zastanowienia i zwrócenia się w jego stronę.
  Usłyszałam wybuch śmiechu, ale to nie był ten Michałowy, znaczy się był, ale nie, no wiecie…
  - Nie, my się jednak nie znamy – odpowiedział nie mój Michał, patrząc mi prosto w oczy –Jestem Michał, ale Łasko.
   Facet, choć znacznie ode mnie starszy tak mnie zauroczył, że przyjaciel poszedł w odstawkę. Zagadywałam jak tylko mogłam nowego znajomego, tak by móc wsłuchiwać się w jego głos z tym śmiesznym akcentem.
   Z nie-Michałem przegadałam dobre dwie godziny, które doprowadzały Kubiaka do wściekłości, bo jemu nie poświęcałam uwagi.
   - Zatańcz ze mną –oznajmił Misiek już mocno podpity, stanowczo zaciągając mnie na parkiet.
   Na jego znak DJ puścił coś wolnego i zaczęliśmy się tak bujać, nie zwracając uwagi na rytm. Był on, byłam ja, a świat gdzieś zginął. Nie wiem czy to zmęczenie, jednak tak przyjemnie było ułożyć głowę na jego barku, otrzeć policzek o szorstki zarost i poddać się, tak po prostu odpłynąć.
   - Ida?
   - Hmm? – zapytałam nieco nieprzytomnie.
   Nie bardzo kojarzyłam co się dzieje, jednak dłoń Michała, którą jeździł góra dół po moich plecach była znacząca. Odsunęłam go na odległość ramion, patrząc w oczy, w końcu to one zawsze mówią prawdę.
   To co zobaczyłam przerosło mnie. Wyrwałam dłoń z jego uścisku i uciekłam, jak dziecko, mały rozkapryszony bachor. Brawa dla Idki!
   Chociaż nie, ucieczka to za dużo powiedziane. Ledwo opuściłam klub, a za mną wybiegł Łasko, zatrzymując się przede mną.
   - Co się stało? – spytał szczerze zmartwiony.
   - On, on, on mnie kocha – rozpłakałam się na dobre, co było u mnie normalne, zawsze płakałam.
   Nie-Michał wyglądał na nieco rozbawionego, bo kto płacze na wieść o miłości, do tego prawdopodobnie szczęśliwej? Nikt normalny, to pewne. Ale ja nie chciałam by mnie kochał, nie w taki sposób. Z resztą miał Monikę o czym nie omieszkałam wspomnieć.
   - Głupiutka jesteś skoro jeszcze tego nie odkryłaś – roześmiał się – Monika była i nie ma, tak naprawdę nigdy nie było, on cię od zawsze kocha!
   Wezbrała we mnie złość. Ta wiedza przeszywała moje ciało, tak bardzo, że zaczęłam się trząść i nie miał na to wpływu fakt, że miałam na sobie tylko sweter, to była czysta wściekłość.
   - Ale ja go nie kocham, nie chcę go kochać! – byłam pewna, że z tego wszystkiego mam czerwone plamy na czole – To uczucie wszystko niszczy, bo w tym momencie nie ma już nawet naszej przyjaźni. Nie zniosłabym jego wzroku, mimowolnego dotyku, wydurniania się, bo to wszystko miałoby jakiś podtekst! Z nim też nie mogę być, jestem za młoda, chcę korzystać z życia, nie chcę nadopiekuńczości, kontroli to mnie nudzi  a Michał z czasem zacząłby mnie denerwować, a ja tego nie chciałam! Cholerni faceci…
   Gdy zamilkłam, uświadomiłam sobie jak głośno krzyczałam, co mocno odczuło moje gardło. Chciałam od tego odpocząć, postarać się choć zapomnieć, lecz w tym momencie usłyszałam jak za nami coś upada z hukiem. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam jak w moją kurtkę wsiąka wódka, upuszczona przez Michała.
   - Zajebiście! – krzyknął i zniknął za zakrętem.

Zdecydowanie lubię się okłamywać, bo gówno zawsze będzie gównem. 
Mówiłam, że nie wiem czy będzie Michał, ale jak na złość akurat na niego miałam pomysł, więc voilà Marta:**