czwartek, 7 lutego 2013

Kłamstwo ma krótkie nogi; 1



Le­piej wie­rzyć w ma­te­ma­tykę niż w miłość. Ma­te­ma­ty­ka przy­naj­mniej trzy­ma się re­guły, że połówki zaw­sze są dwie.


   Wykład na temat wojny i okupacji jest nudny, jak tylko może być, gdy słucha się tego samego enty raz. Już widok za oknem sypiącego śniegu był bardziej absorbujący niż lekcja, ale starałam się coś notować, choć moje myśli odlatywały już do repetytorium z chemii, ciepłego kocyka i herbaty gruszkowej.
   Nie wierzyłam, że pragnę wrócić do domu i powtarzać kolejny dział, by Nana, babka od chemii, nie miała powodów do narzekania i kolejnego odgrażania się, że nie przyjmą mnie na medycynę. Kocham ją, bo przecież to mnie wcale nie stresuje, a skąd!
   - Ida, czy ja ci nie przeszkadzam? – odpłynęłam, Kosa to wyłapała, mam przechlapane.
   - Nie, wręcz przeciwnie – staram się załagodzić sytuację, a swoje zażenowanie ukryć kaskadą włosów, które opadły na policzki.
   Jej wzrok bazyliszka przeszywa mnie na wylot i gdy już oczekuję śmierci, po szkole roznosi się głośny dźwięk, który staje się moim wybawieniem.
   - Masz szczęście, do widzenia.
   A propo miłości do nauczycieli, to polonistka mnie przerażała. Jej niechęć potęgował fakt, że mój tatuś chodził z nią do szkoły i no cóż, nie przepadali za sobą. Pokutowałam ja.
   - A ty znowu roztrząsasz, że Kosa się na ciebie uwzięła? – pyta ze śmiechem Nika, uświadamiając mi, że właśnie skończyłyśmy lekcje.
   - Nie – odpowiedziałam niepewnie – Zastanawiam się, co mamy na jutro na biologię.
   Szybko wkładam płaszcz i nie czekając na reakcję przyjaciółki, zgarniam torebkę, opuszczając teren szkoły.
   Właśnie walczę z zaplątanymi słuchawkami, gdy czuję jak komórka w mojej kieszeni daje wyraźny znak o wykonywanym do mnie połączeniu. Moje nierozgarnięcie w tym momencie osiąga szczyt, przez co w jednym momencie prawie zaliczam bliższe spotkanie z ziemią, upuszczam torebkę i cała plączę się kabelkiem.
   - Słucham? – zapytałam mocno zdenerwowana.
   - Hahahaha – z słuchawki wydobył się wybuch szczerego śmiechu – Śmiesznie wyglądasz.
   - Cześć, psiapsiółko! – krzyknęłam do słuchawki, totalnie ignorując jego śmiech. Wiedziałam, że się zdenerwuje – Gdzie stoisz? Mógłbyś mi pomóc chociaż…
   - Za tą „psiapsiółkę” radź sobie sama – powiedział, łapiąc mnie w pasie i przyciskając do siebie – Ale ty ciężka, przytyłaś?
   - Podły jesteś – wyrwałam się z jego objęć – Co tu robisz? I najważniejsze, czy Monika o tym wie?
   No tak, Moniczka. Ta kobieta tak mnie nienawidzi jak Michał uwielbia. I z ręką na sercu mogę przysiąc, że nie wiem czym jej tak zawiniłam. Od początku mnie nie lubiła, pomimo że nie miała powodów, nigdy nie świrowałam do Kubiaka, przyjaźniliśmy się, po prostu.
   - Tak – mimowolnie się skrzywił, jednak zignorowałam to – Nie chodzi tu o nią, porywam cię.
   - Oszalałeś chyba! Ja mam się uczyć, mam maturę, test z chemii, w życiu nigdzie z tobą się nie wybieram, żyję w abstynencji – gdy wypowiedziałam ostatnie słowa mój przyjaciel wybuchnął tak niepohamowanym chichotem, że nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, gdy mijający nas ludzie, patrzyli jak na wariatów – Uspokój się, głupku, ja cię nie znam.
   Naprawdę, chciałam stamtąd uciec, ale nie mogłam, przecież nie widziałam go tyle czasu. Stęskniłam się, no.
   - O, jednak zostałaś – zauważył, gdy otarł łzy z kącików oczu – To do rzeczy, leć się pakuj, weź jakąś kieckę i jedziemy do Jastrzębia, tam już na nas czekają.
   - Że co? – nie bardzo rozumiałam o co chodzi.
   - JEDZIEMY DO JASTRZĘBIA NA MÓJ WIECZÓR KAWALERSKI! – prawie wykrzyczał mi to do ucha, wszystko wyraźnie akcentując.
   - Mów do mnie po ludzku, więc lecimy, bo pewnie będziesz chciał zjeść obiad, a dzisiaj akurat twoja ulubiona lasagne – uśmiechnęłam się i pociągnęłam go w stronę swojego domu.
  


   Obyło się bez żalu, książki się ze mną nie kłóciły, a wizje nie dostania się na SUM dzisiaj mnie nie prześladowały. Liczyło się szczęście przyjaciela, który wesoło nucąc „Coś optymistycznego” (!) kierował się na południe Polski. 
   - Czemu mi się tak przypatrujesz? – uwielbiałam obserwować jego  radość.
   - Bo wiesz, Monika to wielka szczęściara, jakby to moja mama powiedziała „taki facet to skarb” – mimowolnie się roześmiałam.
   - Więc może… - nie dałam do kończyć mu zdania, gdyż z radością oznajmiłam, że wreszcie jesteśmy na miejscu.
   Mieliśmy jechać do jego mieszkania, bym mogła zostawić swoje rzeczy, jednak nie chciałam pokazywać się Moni i ubłagałam, bym mogła zatrzymać się w hotelu, a Idzie się nie odmawia!
   Obawiałam się czy moja mała, fioletowa sukienka nie będzie ubogo wyglądała wśród masy wystrojonych siatkarzy (nie martwiłam się, że będę jedyną kobietą, bo striptiz został zabroniony przez narzeczoną!), ale gdy tylko zobaczyłam w lokalu Bartmana, momentalnie poczułam się pewniej i od razu ruszyłam do baru, ale tylko po sok, gdyż Michał nie tolerował taksówek, więc robiłam za kierowcę.
   - Adi – Kubiak uwielbiał ‘odwracać’ moje imię – Poznaj to jest Michał.
   - Nie musisz mi się przedstawiać, znam cię, baranie – odpowiedziałam bez zastanowienia i zwrócenia się w jego stronę.
  Usłyszałam wybuch śmiechu, ale to nie był ten Michałowy, znaczy się był, ale nie, no wiecie…
  - Nie, my się jednak nie znamy – odpowiedział nie mój Michał, patrząc mi prosto w oczy –Jestem Michał, ale Łasko.
   Facet, choć znacznie ode mnie starszy tak mnie zauroczył, że przyjaciel poszedł w odstawkę. Zagadywałam jak tylko mogłam nowego znajomego, tak by móc wsłuchiwać się w jego głos z tym śmiesznym akcentem.
   Z nie-Michałem przegadałam dobre dwie godziny, które doprowadzały Kubiaka do wściekłości, bo jemu nie poświęcałam uwagi.
   - Zatańcz ze mną –oznajmił Misiek już mocno podpity, stanowczo zaciągając mnie na parkiet.
   Na jego znak DJ puścił coś wolnego i zaczęliśmy się tak bujać, nie zwracając uwagi na rytm. Był on, byłam ja, a świat gdzieś zginął. Nie wiem czy to zmęczenie, jednak tak przyjemnie było ułożyć głowę na jego barku, otrzeć policzek o szorstki zarost i poddać się, tak po prostu odpłynąć.
   - Ida?
   - Hmm? – zapytałam nieco nieprzytomnie.
   Nie bardzo kojarzyłam co się dzieje, jednak dłoń Michała, którą jeździł góra dół po moich plecach była znacząca. Odsunęłam go na odległość ramion, patrząc w oczy, w końcu to one zawsze mówią prawdę.
   To co zobaczyłam przerosło mnie. Wyrwałam dłoń z jego uścisku i uciekłam, jak dziecko, mały rozkapryszony bachor. Brawa dla Idki!
   Chociaż nie, ucieczka to za dużo powiedziane. Ledwo opuściłam klub, a za mną wybiegł Łasko, zatrzymując się przede mną.
   - Co się stało? – spytał szczerze zmartwiony.
   - On, on, on mnie kocha – rozpłakałam się na dobre, co było u mnie normalne, zawsze płakałam.
   Nie-Michał wyglądał na nieco rozbawionego, bo kto płacze na wieść o miłości, do tego prawdopodobnie szczęśliwej? Nikt normalny, to pewne. Ale ja nie chciałam by mnie kochał, nie w taki sposób. Z resztą miał Monikę o czym nie omieszkałam wspomnieć.
   - Głupiutka jesteś skoro jeszcze tego nie odkryłaś – roześmiał się – Monika była i nie ma, tak naprawdę nigdy nie było, on cię od zawsze kocha!
   Wezbrała we mnie złość. Ta wiedza przeszywała moje ciało, tak bardzo, że zaczęłam się trząść i nie miał na to wpływu fakt, że miałam na sobie tylko sweter, to była czysta wściekłość.
   - Ale ja go nie kocham, nie chcę go kochać! – byłam pewna, że z tego wszystkiego mam czerwone plamy na czole – To uczucie wszystko niszczy, bo w tym momencie nie ma już nawet naszej przyjaźni. Nie zniosłabym jego wzroku, mimowolnego dotyku, wydurniania się, bo to wszystko miałoby jakiś podtekst! Z nim też nie mogę być, jestem za młoda, chcę korzystać z życia, nie chcę nadopiekuńczości, kontroli to mnie nudzi  a Michał z czasem zacząłby mnie denerwować, a ja tego nie chciałam! Cholerni faceci…
   Gdy zamilkłam, uświadomiłam sobie jak głośno krzyczałam, co mocno odczuło moje gardło. Chciałam od tego odpocząć, postarać się choć zapomnieć, lecz w tym momencie usłyszałam jak za nami coś upada z hukiem. Szybko się odwróciłam i zobaczyłam jak w moją kurtkę wsiąka wódka, upuszczona przez Michała.
   - Zajebiście! – krzyknął i zniknął za zakrętem.

Zdecydowanie lubię się okłamywać, bo gówno zawsze będzie gównem. 
Mówiłam, że nie wiem czy będzie Michał, ale jak na złość akurat na niego miałam pomysł, więc voilà Marta:**