Top on my window, knock on my door…
I want to make you feel beautiful. I know I ten to get so insecure,
it doesn’t matter anymore.
Kolejny raz stoisz w
moich drzwiach i pociągając nosem, pytasz, czy możesz zostać, choć to jest
zbędne, bo nie czekając na odpowiedź , prześlizgujesz się pod moim ramieniem.
Po drodze zgarniasz tylko moją bluzę i kierujesz się do kuchni, gdzie w lodówce
czeka na ciebie czerwone wino – którego nienawidzisz – a w szafce kubek, bo nie tolerujesz kieliszków.
Rozsiadasz się na mojej kanapie i opróżniasz powoli butelkę.
Nie wiem, czemu kolejny
raz się u mnie pojawiasz. Nie wiem , czemu także zawsze wybierasz deszczowe
dni, jednak bez zadawania pytań, siadam naprzeciwko i obserwuje cię. Oczy masz
podpuchnięte, zaczerwienione i pełne bólu. Jeszcze nigdy nie widziałem twojego
szczerego uśmiechu. Nigdy nie widziałem cię, tak naprawdę, nieprzemokniętej i
szczęśliwej. Zawsze pojawiasz się, gdy masz jakiś problem. Nie jesteś obecna
duchem przy naszych spotkaniach, twoje myśli zawsze odpływają ku niemu, temu
przez którego zawsze płaczesz, ale nigdy jednak nie znam powodu twoich łez, bo
milczysz, tępo wpatrując się w telewizor.
Ja nienawidzę ciszy,
więc to ja prowadzę rozmowę, a raczej monolog, który nie ma żadnego sensu, nawet
gdybym ci wyznawał za każdym razem miłość, byś tego nie wiedziała, jednak zabija tą martwą ciszę, przerywaną
jedynie odbijaniem się kropel deszczu od szyb. Dopiero gdy za oknem rozbłyska
się błyskawica i roznosi dźwięk grzmotu, milknę, patrząc jak kulisz się w sobie
i przygryzasz wargę.
- Boisz się burzy,
jednak to w te deszczowe dni do mnie przychodzisz, czemu? – postanawiam podjąć
z tobą rozmowę, by wyciągnąć jakiekolwiek informacje.
- Nie wiem, same nogi
mnie tu prowadzą – wzruszasz ramionami i wracasz do wpatrywania się tym razem w
kubek z czerwoną cieczą.
Jesteś taka urocza gdy
krzywisz swój nos, popijając wino. Mógłbym się przyzwyczaić do twojej obecności
w moim mieszkaniu, w moim życiu, ale nie należysz do mnie i nic nie zapowiada,
by to się zmieniło.
- Czemu płakałaś?
Nie odpowiadasz.
Zaczynasz tylko nerwowo bawić się kubkiem w nadziei, że zmienię temat, jednak
ja nie mam zamiaru się poddać, nie tym razem…
- No więc, co się
stało? – unoszę pytająco brew.
- Bartek, nie chcę o tym
rozmawiać, chcę, żeby było jak dawniej, gdy ja siedziałam, starając się sobie
wszystko poukładać, a ty po prostu byłeś i samą obecnością mnie wspierałeś, nie
chcę by się to zmieniło.
- Tyle, że ja już nie
chcę, by tak było. Mam dość patrzenia jak kolejny raz przychodzisz do mnie
zapłakana przez tego dupka, a ja nic nie mogę zrobić. Te parę godzin, które ze
mną spędzasz, gdy masz gorszy dzień już mi nie wystarcza, chcę więcej, bo może
i obserwowanie cię na ulicy z tym twoim złamanym uśmiechem jest przyjemne, ale
chcę byś była kochana…
Milknę, gdy widzę
przerażenie na twojej twarzy. Powoli zaczynam żałować, że zebrałem się na taką
szczerość, bo może okazać się dla mnie zgubna, a ja nie chcę byś zniknęła, choć
wiem, że i tak cię znajdę zwiniętą w kulkę w samochodzie. Spędzimy w aucie dwie
godziny, jedząc fast food’y i opowiadając mdłe kawały, które nas nawet nie
bawią. Potem odwieziesz mnie do domu i pożegnasz się. Jednak to nasze ‘do widzenia’ nie jest takie zwykłe, jest
swego rodzaju obietnicą, że wrócisz i znowu będzie nam dobrze w swoim
towarzystwie, bez względu na czas jaki minie od poprzedniego spotkania, bo za
każdym razem przyjmę cię z otwartymi ramionami i postaram się byś nie upadła i
była kochana.
- Melania, nie wychodź,
proszę… - brzmię błagalnie, jednak nie chce, byś opuszczała moje mieszkanie.
- Bartek, wrócę, przy
następnej burzy – oznajmia i opuszcza moje mieszkanie, pozostawiając po sobie
jedynie niedopite wino i woń swoich perfum.
Przepraszam,
lepiej nie będzie...