Gdy
zapada zmrok, niesamowicie się boję, że przyśnisz mi się i zniszczysz wszystko
co sobie postanowiłam.
I znowu stoisz przed moimi drzwiami,
niecierpliwie wciskając dzwonek. W sumie, powinnam się przyzwyczaić, że zawsze
jesteś przed czasem, a ja tradycyjnie w totalnej rozsypce. Tyle, że mnie to
było na rękę. Na ten moment przyjemnie było poczuć, że w tym domu jest
mężczyzna, nawet jeśli jego obecność opierała się na wręczeni mi kolejnej róży
i dopięciu sukienki, z którą zawsze miałam problem.
- Witaj – jak zwykle oficjalny.
- Wiesz, mógłbyś już wchodzić bez pukania –
uśmiecham się i od razu odwracam do ciebie plecami, byś mógł uporać się z
zamkiem.
- Wiesz, mogłabyś kupować sukienki zapinane
na guzki – sugerujesz, a ja płonę rumieńcem.
Rozgaszczasz się w salonie, dając mi czas,
by znaleźć buty i kolczyki, na które nawet nie zdążyłam się zdecydować.
Nieporadnie staram się, byś nie musiał długo czekać, jednak jak na przekór
komoda nie chcę się otworzyć a w pozytywce z biżuterią panuje chaos, wszystkie
wisiorki poplątane.
Pochylona nad biżuterią, czuję jak twoje
ręce zaplatają się na mojej talii, a usta wzdłuż barku suną ku górze. Drżę pod
twoim dotykiem, doskonale to czujesz. Jesteś świadomy jak bardzo twoja obecność
na mnie działa. Ostatkami sił odpycham cię i niezrażona wsuwam w uszy pierwsze,
lepsze kolczyki.
- Zostańmy dziś u ciebie – mruczysz, powoli
zbliżając się do mnie.
- Chciałeś powiedzieć jak zwykle – nie
podoba mi się to, co zapewne wyraża moja mina, ale jakbyś tego nie widział – O
nie, obiecałeś mi dzisiaj kolację i masz słowa dotrzymać.
Wiem, że brzmię jak naburmuszone dziecko,
ale to spotkanie miało być inne. Dla ciebie pewnie wieczór pozorów, gdzie
chciałeś udawać, że nie jesteś ze mną tylko dla dobrego seksu. Ja, natomiast
chciałam zobaczyć jak to jest z tobą wśród ludzi. Nie chciałam cię oglądać z
roztrzepaną fryzurą, na tle moich firanek.
Pragnęłam namiastki normalności, chwili która nie będzie opierała się na
pragnieniu czysto fizycznym.
- Dobrze, jak obiecałem, tak zrobimy –
złapałeś moją dłoń, ucałowałeś ją i pociągnąłeś do wyjścia.
Nie spodobało mi się twoje zachowanie, ale
sam dotyk wprowadził mnie w błogostan, przez co totalnie zapomniałam o
zdarzeniu, które miało miejsce moment wcześniej. Dreptam posłusznie za tobą,
patrząc jaki jesteś idealny i jak bardzo jesteś mój.
Tak, przywłaszczyłam już sobie ciebie, bo
łatwiej się żyło z myślą, że ma się kogoś niż że jest się tylko dla kogoś
przedmiotem. No wiecie, jak ta figurka, która przy każdym sprzątaniu zmienia
swoje położenie.
- Halo, Antonino, jesteśmy na miejscu – macha
mi przed oczyma, bym wróciła z powrotem na ziemie.
- Tak, oczywiście – wyrwana z letargu
zastanawiam się czy zawsze jest taki oficjalny.
Zawsze w ciemnym garniturze, punktualny, pod
każdym względem doskonały. Taki ideał. Szarmancki, delikatny acz stanowczy. Nie
okazywałeś nigdy słabości i nieważne czy chodziło o mecz czy zwykłe zdrobnienie
mojego imienia. Zawsze poważny.
- Stało się coś? – pytasz zaniepokojony.
- Nie, nie, wszystko w porządku – uśmiecham
się i zaglądam do menu.
Gdy czegoś bardzo pragniemy, niecierpliwimy
się, chcemy by wyszło idealnie, ostatecznie staje się niewypałem. Wiecie, taki
przerost formy nad treścią. Kolacja okazała się klapą. Można się było pewnie
tego spodziewać, ale ja tak bardzo chciałam, by było dobrze, że myśl o porażce
nie była brana pod uwagę. A teraz to boli.
Każdy krok u boku Mariusza ciąży mi jak kula
u nogi. Kolacja była masakrą, ale miałam nadzieje, że ta druga część wieczoru
będzie zdecydowanie lepsza, więc mimo balastu jaki odczuwałam, dumnie szłam,
starając się, by było normalnie.
- Wstąpię jeszcze po wino? – pytasz,
wskazując na całodobowy sklep.
Kiwam tylko głową i patrzę jak kierujesz
swoje kroki w stronę oświetlonego wejścia.
Nie stoję długo sama, nigdy nie pozwalasz na
siebie czekać, po prostu jesteś i już. Nie wiem jak to robisz. Może naginasz
czasoprzestrzeń, a może zwyczajnie spieszysz się, bo ci na mnie zależy? Kolejna
niewiadoma. Wielu rzeczy związanych z tobą nie potrafię sprecyzować i nie mogę
zrozumieć czemu tak jest. W końcu widujemy się codziennie, każdy wieczór
spędzamy razem, a wiesz o mnie więcej niż ja o tobie.
- Antonina, stało się coś? – zapytałeś.
- Nie, czemu?
- Jesteś taka nieobecna, jakbyś była
znudzona lub coś cię martwiło i nie wiem, co jest gorsze.
- Wszystko okay, naprawdę – a na
potwierdzenie tych słów pocałowałam cię.
Odsunąłeś się i popatrzyłeś mi w oczy,
jakbyś mi nie ufał. Za dużo myślałam, dlatego bez sprzeciwu pozwoliłam ci byś
zaczął biec, mnie ciągnąc za sobą. Chciałeś szybciej być w naszym, przepraszam,
moim mieszkaniu. My nie funkcjonowaliśmy. Byłam ja, osobno byłeś ty. Dawałam
radę, tobie było to chyba obojętne. Nie podobało mi się to.
Nie wiem czemu tyle milczałam, czemu dopiero
teraz zaczęłam się nad tym zastanawiać. Teraz także nic ci nie powiem, nie chcę
psuć wieczoru. Dzisiaj chcę być kochana, tylko tyle.
- Przytul mnie – szepcze na tyle głośno, by
dotarło to tylko do twoich uszu.
Nie wahasz się nawet moment. Zatrzymujesz
się i mocno przyciskasz mnie do swojej klatki piersiowej, a głowę układasz na
barku, tak bym mogła spokojnie poczuć zapach twoich perfum. Jest mi tak dobrze
i dobrze, że nie wiem kiedy, ale znaleźliśmy się w mojej kuchni, gdzie szukasz
pękatych kieliszków, byś mógł nalać do nich wina.
Wieczór taki sam jak trzysta sześćdziesiąt
cztery poprzednie. I tak jak te trzysta sześćdziesiąt cztery poprzednie
wieczory z tobą uważam go za wspaniały, pomimo że powielmy w nim schematy.
Ty siedzisz na mojej czerwonej kanapie,
wołając mnie, bym przestała znowu szukać jakiś przekąsek, których nie mam i
usiadła obok ciebie, bo wino przestanie być schłodzone. Poddaję się, bo to poszukiwanie
jest bezsensu i zajmuję miejsce obok ciebie, wtapiając się w twoje ciepło i
beztrosko uśmiecham się. Uwielbiam opierać głowę o twoje ramię i bez większej
potrzeby rozmowy, milczeć, patrząc tępo w telewizor.
- Mariusz?
- Hmm? – zapytałeś, będąc bardziej
zainteresowanym akcją filmu niż moją osobą.
- Popatrz na mnie.
W moim głosie było coś więcej niż prośba.
Było to błaganie, ostatnia szansa, a niewykorzystanie jej może na zawsze
zostawić ślad zawodu, bo można było zrobić tak, a nie inaczej.
- Słucham cię? – lekko zaniepokojony
odwróciłeś twarz w moją stronę.
- Czemu zawsze jesteś w stosunku do mnie
taki oficjalny? Czemu nie powiesz do mnie Antosiu, nigdy nie skusisz się na
jakiekolwiek zdrobnienie? – brzmiałam niemal histerycznie.
- Bo to jest oznaka emocji, słabości w
stosunku do drugiego człowieka.
- A więc nie zależy ci na mnie? – już byłam
pewna, jestem desperatką.
- Nie, głuptasie, bo to tylko twój sen – gdy
wypowiadasz te słowa nad moją głową rozbrzmiał irytujący dźwięk, który okazał
się budzikiem.
Nie lubię jak się coś marnuje, choćbym się nie przyzwyczajała, bo nie wiem jak będzie dalej, gdyż czasu nie mam za dużo, ale zobaczymy, buziaki!
PS: To są one part'y.
Nie lubię jak się coś marnuje, choćbym się nie przyzwyczajała, bo nie wiem jak będzie dalej, gdyż czasu nie mam za dużo, ale zobaczymy, buziaki!
PS: To są one part'y.